Kochani , kompletnie straciłam wenę co do tego opowiadania , i zastanawiam się coraz częściej co mogę wymyślić by historia mogła być dalej ciekawa i wciągająca. Ma ktoś może jakieś koncepcje ?
czwartek, 27 sierpnia 2015
niedziela, 24 maja 2015
Rozdział 5. " Odpowiedzialność ."
"(...)Amidamaru odszedł by zostawić młodych Asakurów w spokoju. Od teraz nic nie będzie przez chwilę normalne. Póki Yoh nie zakończy sprawy z Hao. Takie było jego przeznaczenie."
Anna wciąż leżała, była bez przerwy na lekach przeciwbólowych, ale leżała już w naszym pokoju. Faust miał codziennie sprawować kontrolę nad Anną. I tak było. Codziennie ją doglądał, dając jej zastrzyki czy coś innego. Leżałem z Nią w łóżku. Nie spała. Delikatnie aby nie naciskać na jej podbrzusze czy też na jej całe ciało lekko ją obejmowałem. Leżała na wprost, oddychając nierównomiernie. Nie miała możliwości się nawet poruszać, a co dopiero nawet wstać. Całe jedzenie które jej dostarczałem również miały miejsce na łóżku, karmiąc ją gdy Ona delikatnie była podparta na poduszce. Czy z Nią rozmawiam? Nie zbyt często. W większości spała. I w sumie to dobrze.
- Anno, zrobimy sobie dzisiaj kąpiel we dwoje.
- Dobrze... Yoh...
Wstałem. Odkryłem jej ciało spod kołdry. Miała na sobie białą piżamę. Poszedłem odkręcić wodę w wannie, nalałem płynu aby zrobiła się piana. Woda nie była bardzo gorąca. Znów wróciłem do pokoju i tym razem wziąłem ją na ręce. W łazience rozbierałem ją, w taki sposób aby nic nie musiała robić podtrzymując ją w pionie na drugiej ręce. Oboje już się rozebraliśmy. Zakręciłem wodę, ponieważ wanna już dosyć się napełniła. Ponownie wziąłem ją na ręce, delikatnie i powoli. Wszedłem wyprostowany do wanny i delikatnie zacząłem obracać Anną i ułożyłem ją w taki sposób, że leżała plecami do mnie opierając się o mój tors. Jej włosy przerzuciłem sobie za ramię. Moja broda sięgała jej ramion. Moja dłoń powędrowała do jej szyi, obmywałem jej ciało. Nie miała sił by sama cokolwiek coś zrobić. Pomagałem jej ze wszystkim. Myłem jej włosy, ramiona, ręce, obojczyki i piersi. Zszedłem niżej by umyć jej brzuch. Ona natomiast cicho jękła.
- Yoh...
- Tak skarbie?
- Nie chcę być... już dłużej... w tym stanie...
- Kochanie, z czasem dojdziesz do siebie i wyzdrowiejesz.
Lekko wzdechła, lecz i to przyprawiło ją o ból. Leżeliśmy jeszcze może z pół godziny. Znów wziąłem ją na ręce i wyszliśmy z wanny. Wytarłem jej ciało ręcznikiem, a potem opatuliłem ją grubym szlafrokiem żeby się nie zaziębiła. Zaniosłem ją do łóżka, przykryłem ją wyjmując tylko ręce . Sam ubrałem się w piżamę. Ogarnąłem łazienkę po kąpieli z powrotem, wróciłem do Anny. Leżała bez zmian, miała zamknięte oczy, ale gdy wszedłem do pokoju, leniwie je otworzyła.
- Yoh...
- Csii...
- Słyszę Twoje... Myśli... Nie nie pokój... się...
- Nie potrafię tak... Zresztą nic mi nie będzie.
Położyłem się obok niej. Nałożyłem jej maskę tlenową na jej bladej twarzyczce i patrzałem się na Nią jak zaklęty. Nie spałem nocami, bo się tak bardzo o Nią bałem. Faust mnie przeraził o jej ciąży. Boję się że sobie z tym nie poradzi. Teraz ona jest najważniejsza i dziecko. Nikt więcej. Rozpadał się deszcz. Słyszałem jej oddech i widziałem parę wodną na maseczce. Krople deszczu leniwie spadały na parapet wywołując jakikolwiek dźwięk. Sprawdziłem czy ją dobrze przykryłem. Tak, nie powinno być jej zimno. Był już późny wieczór, a ją zaczęło nużyć. Skoro potrafiła odczytywać moje myśli, pomyślałem sobie o wszystkich naszych wspólnych chwilach, specjalnie, by choć trochę dać jej początek dobrego snu. Były to chwile ze wczesnego dzieciństwa. Ten moment gdy się poznaliśmy, gdy mnie obroniła od złych duchów. To było coś, wtedy pokazała jak jest silna. I moja obietnica , która zamieniła się w rzeczywistość. To jedno z najlepszych wspomnień. Zauważyłem w masce leciutki uśmiech, i to na prawdę działa. Czułem że musimy sobie jakoś poradzić w przezwyciężeniu tych przeszkód. Damy radę. Anna chyba zasnęła, a ja jeszcze z 2 godziny trwałem, póki sam nie zatopiłem się w błogi sen.
Obudziłem się dosyć wcześnie rano. Jeszcze było ciemno, deszcz dalej nie przestawał padać. Zapowiada się chłodny dzień. Była czwarta rano z kilkoma minutami. Podniosłem się na łokciu, ale ciężko było mi się ruszyć. Dotknąłem jej włosów. Była pod moją brodą. W sumie nie chciałem się nawet ruszać by ją przypadkowo nie obudzić. Zauważyłem że jest odkryta. Delikatnie i powoli, bezszelestnie, bardziej ją okryłem. Maska była na prawidłowym miejscu. Jednakże musiałem wstać, czas na trening do godziny 12.
Jakoś udało mi się jej nie zbudzić. Ubrałem się po cichu . Gdy wychodziłem spotkałem w przejściu Helen która szła mnie zmienić.
- Cholernie wcześnie wstajesz Yoh...
- Trening mnie wzywa. Cóż, zaopiekuj się Anną.
- Masz to jak w banku, jak zwykle.
Poszedłem zejść w dół żeby zrobić sobie chociażby jakąś kanapkę. Pojawił się Amidamaru.
- Wokół domu nic się nie działo. Po zmianie Joko wpadł Len i będzie jeszcze przez 4 godziny.
- To dobrze. Zjem kanapkę i bierzemy się do roboty.
- Wiem Yoh.
I tak jak powiedziałem mojemu duchowemu przyjacielowi, tak było. Zjadłem kanapkę i ruszałem w szybkim biegu na ostry trening. Przez te godziny przebiegłem 50 kilometrów, zrobiłem 11 tysięcy pompek i 15 tysięcy przysiadów. Potem ćwiczenie razem z Amidamaru. Kontrola ducha, stopniowe powiększanie foryoku, ćwiczyłem z Nim nowe techniki. Jeszcze w życiu nie robiłem tylu ćwiczeń, nawet Anna byłaby zaskoczona, a w sumie tak sądzę. Cały czas napawała mnie jedna myśl do działania. Wspomnienie Anny z tamtego dnia sprzed miesiąca gdy było z Nią na prawdę źle i myśl o naszym bezpieczeństwie, o wszystkich ludziach, przyjaciołach i rodzinie. Jako Król Szamanów spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność i wszelkie niepowodzenia są na moim koncie. Jeśli Hao zwycięży, będzie to już koniec. Czy byłem zmęczony ? Nie na tyle aby się poddawać. Wracałem do domu ponownym biegiem.Była równo 12 jak wszedłem do domu. Podszedł do mnie Tray.
- Moja kolej trochę potrenować!
- Okej,to do później!
Wybiegł. Jego niebieskawe włosy kołysały się razem z jego rytmem biegu. Zauważyłem babcię w przedpokoju.
- Yoh, przyniosłam Ci książkę o przygotowaniach do narodzin.
- Dzięki babciu.
- Mam nadzieję że dowiesz się o potrzebnych informacjach.
- Na pewno. Widziałaś gdzieś Fausta ?
- Być może przebywa w pokoju Anny i ją bada .
- Dzięki.
Kilka dni temu poprosiłem ją żeby mi kupiła książkę o narodzinach dziecka. Jako przyszły ojciec zastanawiałem się co będzie najlepsze dla Anny gdy dziecko się urodzi, co potem robić gdy przyjdzie czas opiekowania się Nim, chciałem wiedzieć nawet jakie kupić zabawki dla małego bądź dla małej i przygotować się na nowego członka rodziny. Łóżeczko, pieluszki, smoczek... Dla mnie to jest czarna magia, a jako przyszły ojciec jestem zobowiązany wiedzieć nie mal wszystko. Czytanie książek nie należało do mojej największej pasji, ale wszystkiego dowiem się najdokładniej właśnie z nich. Przeszedłem do kuchni. Przy blacie stała Tamara która coś szykowała na obiad.
- Pomóc Ci ?
- Nie, właśnie kończę. Dzisiaj na obiad ryż z kurczakiem i warzywami.
- Brzmi fajnie. Gdzie reszta ?
- Len odsypia nockę, Joco chyba również. A Rio i Layserg... Sam zobacz, wyglądają śmiesznie!
Nie wiem czego mam się spodziewać . Tamara wskazała mi nożem główny pokój. Poszedłem za jej wskazówką. Uchyliłem drzwi i nagle ujrzałem widok tak abstrakcyjnie dziwny, że nie wiedziałem co mam zrobić.
Rio wraz z Tokagero podnosili ciężkie meble i przy tym nawet odkurzali, Layserg miał ubrany fartuch. Przecierał kurze a jego duch stróż normalnie wykrywał ślady brudu na meblach. Stanąłem i nie wiedziałem co mam zrobić. Rio spojrzał się na mnie.
- Mistrzu !
- Co wy robicie?
- Staramy się jakoś Ci pomóc Mistrzu. Wychodzisz na mordercze treningi, opiekujesz się Anną, i pewnie nie jesteś już na siłach żeby posprzątać mieszkanie.
- Ale ...
- Rio ominąłeś ten paproch!- Krzyknął Tokagero.
- To miło z waszej strony, ale dajcie spokój... Ogarnę to ...
Layserg przystanął i był w bezruchu. Nagle spojrzał się na mnie swoimi szmaragdowymi oczami.
- Yoh, wszyscy wiemy jak Ci jest ciężko. Chcemy Ci pomóc.
- Dziękuję Wam przyjaciele, ale gdy tu jesteście już mi pomagacie.
Tokagero znów nakrzyczał na Rio, a ten natomiast się poprawił.
- Widzę już !
- Idź Yoh, nie jesteś tutaj potrzebny .
Odszedłem, bo jeszcze bym zarobił od Cloe. Oczywiście żartem. Wziąłem książkę i poszłem z Nią w zaparte do Anny. Najpierw prysznic a potem czytanie u jej boku. Poszedłem do Naszego pokoju. Zastałem Fausta który podawał zastrzyki Annie.
- O... Yoh... Dobrze Cię widzieć.
- Coś się stało ?
- Chciałem Ci powiedzieć, że ciąża jak na razie rozwija się prawidłowo. Jedynie Anna będzie miała tego skutki uboczne, ale po jakimś czasie one ustąpią w okresie połogu.
- Czy teraz jest wszystko w porządku ?
- Tak jak zwykle.
- Będę się Nią opiekować, obiecałem jej to przy ślubnym kobiercu. Prawda Anno ?
Ta uśmiechnęła się leciutko, ale zrobiło mi się cieplej na sercu widząc jej uśmiech. Pomimo bólu i cierpienia, jej uśmiech wciąż zostawał taki sam. Promienisty i dający nadzieję. Faust dał mi znak że chce ze mną porozmawiać, na osobności. Przełożyłem swój prysznic na trochę później. Wyszliśmy razem przed drzwi do pokoju.
- Faust, powiedz mi wszystko.
- Z mojej analizy wynika, że powrót do poprzedniego stanu sprzed ataku Hao nie będzie łatwy. Jej odporność, wydolność w zasadzie wysiadła, i trzeba będzie budować wszystko od nowa. Na prawdę nie sądziłem, że wyciągnięcie ducha dziecka Anny narobi tylu szkód, i to jeszcze tak bardzo ciężkich, ale trzeba się liczyć, że to nie będzie jak bułka z masłem.
- Więc co mam robić?
- Yoh, to będzie bardzo trudny i ciężki okres dla niej. Obawiam się, choć liczę że to nie będzie trwało aż do końca połogu, ale może wyniknąć taka sytuacja, że to będzie trwało więcej niż połóg. Wykluczam także możliwość jej mocy medium, Helen również. Przez ten cały czas, nie ma możliwości używania tych mocy. Na prawdę, musimy się postarać aby jak najszybciej doszła do siebie, lecz to wymaga w dużej mierze od jej organizmu. Jeśli jest słaby, nie nastąpi to prędko.
Cholera, to będzie bardzo ciężki okres dla Anny. Wiem ile wkładała w to serca, czułem że jej moc jest dla Niej bardzo ważna, jest w końcu częścią jej życia, od początku jej narodzin. Teraz będzie musiała się pogodzić z tym, że będzie zwykłą kobietą. I to przez dłuższy czas. To mnie najbardziej smuciło. Choć dla mnie jest wspaniała i utalentowana, nawet jako zwykła żona nie daje mi różnicy. Kocham ją za jej charakter, za jej poświęcenie, za wszystko. Ale nie za jej umiejętności czy za posiadaną przez Nią moc.
- Dziękuję, że byłeś ze mną szczery...
Kiwnął głową i odwrócił się do mnie plecami, schodził na dół. Zdecydowałem że wrócę do Anny i wezmę w końcu prysznic. Spojrzałem się na Nią, leżała. Uśmiechnąłem się i poszedłem pod prysznic. Musiałem chociaż przez chwilę walczyć z dopiero co zdobytą wiedzą na temat Anny i jej stanu. Nie mogłem się z tym pogodzić w jakimś sensie. Mój gniew przeciw Hao rósł z każdym spojrzeniem na Annę, z każdym jej mruknięciem z bólu. Ale musiałem trzeźwo myśleć... Otarłem się ręcznikiem i przebrałem się w granatowe spodnie od dresów i białą koszulkę na ramionach. Posprzątałem po sobie i wróciłem do pokoju. Nie zapomniałem o książce dlatego chwyciłem ją w dłoń, położyłem się na łóżku obok Anny i zacząłem czytać. Anna przekręciła delikatnie głową i patrzyła się na tytuł książki.
- Co... czytasz ?
- Będziemy rodzicami, więc chciałem co nieco poczytać o małych dzieciach. Wam kobietom łatwo zrozumieć wszystkie rzeczy związane z Nimi, a ja nawet nie wiem jakie pieluchy najlepiej dobrać. Nic o nich nie wiem, wiem tylko tyle że potrzebują dużo troski i opieki.
- Nienawidzisz czytać... książek... Oh Yoh...
- No co ?
Spojrzałem się na Nią zdziwiony. Ona natomiast patrzała się na mnie tym wzrokiem z lekkim uśmiechem na ustach.
- Będzie z Ciebie... Wspaniały ojciec...
- Tak myślisz ?
- Yhym...
Odłożyłem książkę na bok i ją czule z delikatnością pocałowałem. Chciała mi się odwdzięczyć ale na to nie pozwoliłem. Wsparłem się na rękach i ją delikatnie całowałem w kark. Czułem jak jej puls przyśpiesza, dlatego nieco zwolniłem. Pocałowałem ją w policzek i przytuliłem delikatnie do siebie. Moja dłoń ujęła jej i moje palce które wplotły się razem z jej tworząc koszyczek.
I tak mijały kolejne wieczory, było nam wszystkim ciężko, ale wszyscy dawali sobie jakoś radę. Babcia , dziadek i wszyscy pozostali bardzo nas wspierali. Doceniam ich. A ich życie spoczywa w moich rękach, to odpowiedzialność...
CDN.
Ogłaszam konkurs do podanego fragmentu opowiadania. Już wkrótce szczegóły znajdziecie w dalszych notkach, chętnych zapraszam!
Anna wciąż leżała, była bez przerwy na lekach przeciwbólowych, ale leżała już w naszym pokoju. Faust miał codziennie sprawować kontrolę nad Anną. I tak było. Codziennie ją doglądał, dając jej zastrzyki czy coś innego. Leżałem z Nią w łóżku. Nie spała. Delikatnie aby nie naciskać na jej podbrzusze czy też na jej całe ciało lekko ją obejmowałem. Leżała na wprost, oddychając nierównomiernie. Nie miała możliwości się nawet poruszać, a co dopiero nawet wstać. Całe jedzenie które jej dostarczałem również miały miejsce na łóżku, karmiąc ją gdy Ona delikatnie była podparta na poduszce. Czy z Nią rozmawiam? Nie zbyt często. W większości spała. I w sumie to dobrze.
- Anno, zrobimy sobie dzisiaj kąpiel we dwoje.
- Dobrze... Yoh...
Wstałem. Odkryłem jej ciało spod kołdry. Miała na sobie białą piżamę. Poszedłem odkręcić wodę w wannie, nalałem płynu aby zrobiła się piana. Woda nie była bardzo gorąca. Znów wróciłem do pokoju i tym razem wziąłem ją na ręce. W łazience rozbierałem ją, w taki sposób aby nic nie musiała robić podtrzymując ją w pionie na drugiej ręce. Oboje już się rozebraliśmy. Zakręciłem wodę, ponieważ wanna już dosyć się napełniła. Ponownie wziąłem ją na ręce, delikatnie i powoli. Wszedłem wyprostowany do wanny i delikatnie zacząłem obracać Anną i ułożyłem ją w taki sposób, że leżała plecami do mnie opierając się o mój tors. Jej włosy przerzuciłem sobie za ramię. Moja broda sięgała jej ramion. Moja dłoń powędrowała do jej szyi, obmywałem jej ciało. Nie miała sił by sama cokolwiek coś zrobić. Pomagałem jej ze wszystkim. Myłem jej włosy, ramiona, ręce, obojczyki i piersi. Zszedłem niżej by umyć jej brzuch. Ona natomiast cicho jękła.
- Yoh...
- Tak skarbie?
- Nie chcę być... już dłużej... w tym stanie...
- Kochanie, z czasem dojdziesz do siebie i wyzdrowiejesz.
Lekko wzdechła, lecz i to przyprawiło ją o ból. Leżeliśmy jeszcze może z pół godziny. Znów wziąłem ją na ręce i wyszliśmy z wanny. Wytarłem jej ciało ręcznikiem, a potem opatuliłem ją grubym szlafrokiem żeby się nie zaziębiła. Zaniosłem ją do łóżka, przykryłem ją wyjmując tylko ręce . Sam ubrałem się w piżamę. Ogarnąłem łazienkę po kąpieli z powrotem, wróciłem do Anny. Leżała bez zmian, miała zamknięte oczy, ale gdy wszedłem do pokoju, leniwie je otworzyła.
- Yoh...
- Csii...
- Słyszę Twoje... Myśli... Nie nie pokój... się...
- Nie potrafię tak... Zresztą nic mi nie będzie.
Położyłem się obok niej. Nałożyłem jej maskę tlenową na jej bladej twarzyczce i patrzałem się na Nią jak zaklęty. Nie spałem nocami, bo się tak bardzo o Nią bałem. Faust mnie przeraził o jej ciąży. Boję się że sobie z tym nie poradzi. Teraz ona jest najważniejsza i dziecko. Nikt więcej. Rozpadał się deszcz. Słyszałem jej oddech i widziałem parę wodną na maseczce. Krople deszczu leniwie spadały na parapet wywołując jakikolwiek dźwięk. Sprawdziłem czy ją dobrze przykryłem. Tak, nie powinno być jej zimno. Był już późny wieczór, a ją zaczęło nużyć. Skoro potrafiła odczytywać moje myśli, pomyślałem sobie o wszystkich naszych wspólnych chwilach, specjalnie, by choć trochę dać jej początek dobrego snu. Były to chwile ze wczesnego dzieciństwa. Ten moment gdy się poznaliśmy, gdy mnie obroniła od złych duchów. To było coś, wtedy pokazała jak jest silna. I moja obietnica , która zamieniła się w rzeczywistość. To jedno z najlepszych wspomnień. Zauważyłem w masce leciutki uśmiech, i to na prawdę działa. Czułem że musimy sobie jakoś poradzić w przezwyciężeniu tych przeszkód. Damy radę. Anna chyba zasnęła, a ja jeszcze z 2 godziny trwałem, póki sam nie zatopiłem się w błogi sen.
Obudziłem się dosyć wcześnie rano. Jeszcze było ciemno, deszcz dalej nie przestawał padać. Zapowiada się chłodny dzień. Była czwarta rano z kilkoma minutami. Podniosłem się na łokciu, ale ciężko było mi się ruszyć. Dotknąłem jej włosów. Była pod moją brodą. W sumie nie chciałem się nawet ruszać by ją przypadkowo nie obudzić. Zauważyłem że jest odkryta. Delikatnie i powoli, bezszelestnie, bardziej ją okryłem. Maska była na prawidłowym miejscu. Jednakże musiałem wstać, czas na trening do godziny 12.
Jakoś udało mi się jej nie zbudzić. Ubrałem się po cichu . Gdy wychodziłem spotkałem w przejściu Helen która szła mnie zmienić.
- Cholernie wcześnie wstajesz Yoh...
- Trening mnie wzywa. Cóż, zaopiekuj się Anną.
- Masz to jak w banku, jak zwykle.
Poszedłem zejść w dół żeby zrobić sobie chociażby jakąś kanapkę. Pojawił się Amidamaru.
- Wokół domu nic się nie działo. Po zmianie Joko wpadł Len i będzie jeszcze przez 4 godziny.
- To dobrze. Zjem kanapkę i bierzemy się do roboty.
- Wiem Yoh.
I tak jak powiedziałem mojemu duchowemu przyjacielowi, tak było. Zjadłem kanapkę i ruszałem w szybkim biegu na ostry trening. Przez te godziny przebiegłem 50 kilometrów, zrobiłem 11 tysięcy pompek i 15 tysięcy przysiadów. Potem ćwiczenie razem z Amidamaru. Kontrola ducha, stopniowe powiększanie foryoku, ćwiczyłem z Nim nowe techniki. Jeszcze w życiu nie robiłem tylu ćwiczeń, nawet Anna byłaby zaskoczona, a w sumie tak sądzę. Cały czas napawała mnie jedna myśl do działania. Wspomnienie Anny z tamtego dnia sprzed miesiąca gdy było z Nią na prawdę źle i myśl o naszym bezpieczeństwie, o wszystkich ludziach, przyjaciołach i rodzinie. Jako Król Szamanów spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność i wszelkie niepowodzenia są na moim koncie. Jeśli Hao zwycięży, będzie to już koniec. Czy byłem zmęczony ? Nie na tyle aby się poddawać. Wracałem do domu ponownym biegiem.Była równo 12 jak wszedłem do domu. Podszedł do mnie Tray.
- Moja kolej trochę potrenować!
- Okej,to do później!
Wybiegł. Jego niebieskawe włosy kołysały się razem z jego rytmem biegu. Zauważyłem babcię w przedpokoju.
- Yoh, przyniosłam Ci książkę o przygotowaniach do narodzin.
- Dzięki babciu.
- Mam nadzieję że dowiesz się o potrzebnych informacjach.
- Na pewno. Widziałaś gdzieś Fausta ?
- Być może przebywa w pokoju Anny i ją bada .
- Dzięki.
Kilka dni temu poprosiłem ją żeby mi kupiła książkę o narodzinach dziecka. Jako przyszły ojciec zastanawiałem się co będzie najlepsze dla Anny gdy dziecko się urodzi, co potem robić gdy przyjdzie czas opiekowania się Nim, chciałem wiedzieć nawet jakie kupić zabawki dla małego bądź dla małej i przygotować się na nowego członka rodziny. Łóżeczko, pieluszki, smoczek... Dla mnie to jest czarna magia, a jako przyszły ojciec jestem zobowiązany wiedzieć nie mal wszystko. Czytanie książek nie należało do mojej największej pasji, ale wszystkiego dowiem się najdokładniej właśnie z nich. Przeszedłem do kuchni. Przy blacie stała Tamara która coś szykowała na obiad.
- Pomóc Ci ?
- Nie, właśnie kończę. Dzisiaj na obiad ryż z kurczakiem i warzywami.
- Brzmi fajnie. Gdzie reszta ?
- Len odsypia nockę, Joco chyba również. A Rio i Layserg... Sam zobacz, wyglądają śmiesznie!
Nie wiem czego mam się spodziewać . Tamara wskazała mi nożem główny pokój. Poszedłem za jej wskazówką. Uchyliłem drzwi i nagle ujrzałem widok tak abstrakcyjnie dziwny, że nie wiedziałem co mam zrobić.
Rio wraz z Tokagero podnosili ciężkie meble i przy tym nawet odkurzali, Layserg miał ubrany fartuch. Przecierał kurze a jego duch stróż normalnie wykrywał ślady brudu na meblach. Stanąłem i nie wiedziałem co mam zrobić. Rio spojrzał się na mnie.
- Mistrzu !
- Co wy robicie?
- Staramy się jakoś Ci pomóc Mistrzu. Wychodzisz na mordercze treningi, opiekujesz się Anną, i pewnie nie jesteś już na siłach żeby posprzątać mieszkanie.
- Ale ...
- Rio ominąłeś ten paproch!- Krzyknął Tokagero.
- To miło z waszej strony, ale dajcie spokój... Ogarnę to ...
Layserg przystanął i był w bezruchu. Nagle spojrzał się na mnie swoimi szmaragdowymi oczami.
- Yoh, wszyscy wiemy jak Ci jest ciężko. Chcemy Ci pomóc.
- Dziękuję Wam przyjaciele, ale gdy tu jesteście już mi pomagacie.
Tokagero znów nakrzyczał na Rio, a ten natomiast się poprawił.
- Widzę już !
- Idź Yoh, nie jesteś tutaj potrzebny .
Odszedłem, bo jeszcze bym zarobił od Cloe. Oczywiście żartem. Wziąłem książkę i poszłem z Nią w zaparte do Anny. Najpierw prysznic a potem czytanie u jej boku. Poszedłem do Naszego pokoju. Zastałem Fausta który podawał zastrzyki Annie.
- O... Yoh... Dobrze Cię widzieć.
- Coś się stało ?
- Chciałem Ci powiedzieć, że ciąża jak na razie rozwija się prawidłowo. Jedynie Anna będzie miała tego skutki uboczne, ale po jakimś czasie one ustąpią w okresie połogu.
- Czy teraz jest wszystko w porządku ?
- Tak jak zwykle.
- Będę się Nią opiekować, obiecałem jej to przy ślubnym kobiercu. Prawda Anno ?
Ta uśmiechnęła się leciutko, ale zrobiło mi się cieplej na sercu widząc jej uśmiech. Pomimo bólu i cierpienia, jej uśmiech wciąż zostawał taki sam. Promienisty i dający nadzieję. Faust dał mi znak że chce ze mną porozmawiać, na osobności. Przełożyłem swój prysznic na trochę później. Wyszliśmy razem przed drzwi do pokoju.
- Faust, powiedz mi wszystko.
- Z mojej analizy wynika, że powrót do poprzedniego stanu sprzed ataku Hao nie będzie łatwy. Jej odporność, wydolność w zasadzie wysiadła, i trzeba będzie budować wszystko od nowa. Na prawdę nie sądziłem, że wyciągnięcie ducha dziecka Anny narobi tylu szkód, i to jeszcze tak bardzo ciężkich, ale trzeba się liczyć, że to nie będzie jak bułka z masłem.
- Więc co mam robić?
- Yoh, to będzie bardzo trudny i ciężki okres dla niej. Obawiam się, choć liczę że to nie będzie trwało aż do końca połogu, ale może wyniknąć taka sytuacja, że to będzie trwało więcej niż połóg. Wykluczam także możliwość jej mocy medium, Helen również. Przez ten cały czas, nie ma możliwości używania tych mocy. Na prawdę, musimy się postarać aby jak najszybciej doszła do siebie, lecz to wymaga w dużej mierze od jej organizmu. Jeśli jest słaby, nie nastąpi to prędko.
Cholera, to będzie bardzo ciężki okres dla Anny. Wiem ile wkładała w to serca, czułem że jej moc jest dla Niej bardzo ważna, jest w końcu częścią jej życia, od początku jej narodzin. Teraz będzie musiała się pogodzić z tym, że będzie zwykłą kobietą. I to przez dłuższy czas. To mnie najbardziej smuciło. Choć dla mnie jest wspaniała i utalentowana, nawet jako zwykła żona nie daje mi różnicy. Kocham ją za jej charakter, za jej poświęcenie, za wszystko. Ale nie za jej umiejętności czy za posiadaną przez Nią moc.
- Dziękuję, że byłeś ze mną szczery...
Kiwnął głową i odwrócił się do mnie plecami, schodził na dół. Zdecydowałem że wrócę do Anny i wezmę w końcu prysznic. Spojrzałem się na Nią, leżała. Uśmiechnąłem się i poszedłem pod prysznic. Musiałem chociaż przez chwilę walczyć z dopiero co zdobytą wiedzą na temat Anny i jej stanu. Nie mogłem się z tym pogodzić w jakimś sensie. Mój gniew przeciw Hao rósł z każdym spojrzeniem na Annę, z każdym jej mruknięciem z bólu. Ale musiałem trzeźwo myśleć... Otarłem się ręcznikiem i przebrałem się w granatowe spodnie od dresów i białą koszulkę na ramionach. Posprzątałem po sobie i wróciłem do pokoju. Nie zapomniałem o książce dlatego chwyciłem ją w dłoń, położyłem się na łóżku obok Anny i zacząłem czytać. Anna przekręciła delikatnie głową i patrzyła się na tytuł książki.
- Co... czytasz ?
- Będziemy rodzicami, więc chciałem co nieco poczytać o małych dzieciach. Wam kobietom łatwo zrozumieć wszystkie rzeczy związane z Nimi, a ja nawet nie wiem jakie pieluchy najlepiej dobrać. Nic o nich nie wiem, wiem tylko tyle że potrzebują dużo troski i opieki.
- Nienawidzisz czytać... książek... Oh Yoh...
- No co ?
Spojrzałem się na Nią zdziwiony. Ona natomiast patrzała się na mnie tym wzrokiem z lekkim uśmiechem na ustach.
- Będzie z Ciebie... Wspaniały ojciec...
- Tak myślisz ?
- Yhym...
Odłożyłem książkę na bok i ją czule z delikatnością pocałowałem. Chciała mi się odwdzięczyć ale na to nie pozwoliłem. Wsparłem się na rękach i ją delikatnie całowałem w kark. Czułem jak jej puls przyśpiesza, dlatego nieco zwolniłem. Pocałowałem ją w policzek i przytuliłem delikatnie do siebie. Moja dłoń ujęła jej i moje palce które wplotły się razem z jej tworząc koszyczek.
I tak mijały kolejne wieczory, było nam wszystkim ciężko, ale wszyscy dawali sobie jakoś radę. Babcia , dziadek i wszyscy pozostali bardzo nas wspierali. Doceniam ich. A ich życie spoczywa w moich rękach, to odpowiedzialność...
CDN.
Ogłaszam konkurs do podanego fragmentu opowiadania. Już wkrótce szczegóły znajdziecie w dalszych notkach, chętnych zapraszam!
poniedziałek, 11 maja 2015
Rozdział 4. " Niezażegnany kryzys "
" (..)polecieli na drzewo , lecz Yoh na czas obrócił ich w powietrzu wykonując rotację . Miał trochę poranione plecy , ale Anna nie otrzymała żadnych od owego ataku ran ."
Yoh spojrzał się na Annę . Miała słabo otwarte oczy, spoglądała na niego. Asakurowie nie byli jeszcze do końca bezpieczni, mogli się spodziewać w każdej chwili ataku Hao! Yoh z całej siły zaczął biec z Anną na rękach do domu. Cała drużyna Asakury zaczęła się podnosić i wyruszać za Nimi by w razie czego ich osłonić. Hao nie miał już wystarczająco sił by kontynuować atak na Yoh, dlatego zrezygnowany pomału odchodził.
- Jeszcze tu wrócę Yoh, z pewnością będziesz już mój i ta cała Twoja rodzinka.
- Kiedy wrócisz, my będziemy gotowi Hao...
Odszedł. Yoh nie zwracał już uwagi na nic, prócz na Annę. Chciał dotrzeć do domu jak najszybciej by ktoś mógł pomóc Annie. Zjawił się w tym czasie Amidamaru.
- Yoh, Wasze dziecko jest już bezpieczne. Polecę szybciej z Nim do domu i będę go strzegł dopóki oboje nie pojawicie się tam.
- Dzięki Amidamaru. LEĆ !
Amidamaru nagle zniknął. Anna od czasu do czasu kaszlała, ale krew która wcześniej spływała po jej policzku z ust, znów dawała cienką strużkę krwi.
- Cholera, Anna, dlaczego to zrobiłaś?!
Yoh zadawał sobie to pytanie już miliony razy, wciąż nie uzyskując żadnej odpowiedzi. Jej stan był poważniejszy niż kiedykolwiek sądził. Zostało już tak nie wiele drogi! Choć Yoh był już zmęczony, był natomiast dość zdeterminowany by jeszcze bardziej przyspieszyć. I tak zrobił. Po kilku minutach wyważył drzwi z kopniaka od domu. Cały harmider usłyszeli starsi Asakurowie, zanim zdążyli wybiec i sprawdzić co się stało, Yoh zaczął wołać o pomoc. Faust o mało się nie przewrócił gdy go usłyszał podczas biegu do drzwi frontowych. Oparł się o framugę drzwi od pokoju.
- Yoh ! Połóż ją na łóżku !
Yoh tak zrobił. Mimo nerwów wciąż jeszcze potrafił trzeźwo myśleć. Helen już na nich czekała oraz Amidamaru.
Delikatnie ją położył na łóżku, gdy to zrobił dokładnie przyjrzał się jej twarzy i wsłuchiwał się w jej oddech. Jej wygląd na prawdę zapowiadał tragiczny koniec, oddech też nie dawał wiele do życzenia. Nie był normalny, stabilny ani spokojny. Anna oddychała bardzo szybko, czasami przerywając na chwilę cierpień z bólu. Jej wyraz twarzy był tak bardzo przygnębiający. Helen, Faust i Amidamaru cały czas byli przy Annie, coś podłączali, to rysowali na jej skórze. Kino podeszła do wnuka.
- Yoh, Oni się wszystkim zajmą.
- Tak bardzo się o Nią boję...
- Wiem mój wnuku...
- Dobrze, muszę Was wyprosić, ponieważ za moment będziemy przywracali ducha dziecka z powrotem do ciała Anny, potrzebujemy spokoju, aby się skoncentrować!
Wszyscy wyszli. Yoh usiadł pod ścianą czekając prawie cierpliwie na koniec. Pojawili się przyjaciele z pola bitwy. Tray wstawiał drzwi z powrotem na ich miejsce, delikatnie zakładając w zawiasy po czym je zamknął. Joco zwrócił się do Yoh.
- Yoh, trzymasz się ?
- Próbuję...
Len odwrócił się do drzwi gdzie przebywała Anna z Helen i Faustem.
- Musimy wzmocnić ochronę tego domu, to co Hao wyprawia przechodzi najśmielsze oczekiwania.
- Najbardziej dziwi mnie to, że jest cholernie bezczelny. Najpierw zaręczyny, teraz to...
Layserg był bardzo zdenerwowany. Nie mógł tego pojąć że taka sytuacja w ogóle miała miejsce.
- Cóż, najważniejsze jest teraz aby Anna wyszła z tego cało, bo gdy ją tam ujrzałem...
Yoh siedział dalej cicho, zastanawiając się nad przyszłym ich losem. Joco i Layserg uzgodnili z grupą, że przez pół dnia będą mieli wartę na całym obszarze zamieszkania Asakurów, a w nocy ma przejąć ich obowiązek Len i Tray. Będą się zmieniać, ponieważ przemęczenie gra na ich niekorzyść.
Wszyscy usłyszeli jej krzyk.
- Dobrze, Faust rób co trzeba!
Amidamaru powrócił do Yoh.
- Duch został przywrócony.
- Dzięki Bogu, a Anna?!
- Nie ma się dobrze, trochę potrwa zanim wróci do poprzedniego stanu.
Wyszedł Faust z pokoju i Helen.
- Faust, mów!
- Duch został przywrócony, pewnie Amidamaru ci już przekazał... Ale jej stan jest na prawdę poważny. Teraz pojawił się kolejny problem. Z powodu jej obrażeń wewnętrznych i jej osłabienia, mam wątpliwości co do jej ciąży. Może jej nie utrzymać. Pojawiło się szereg komplikacji...
Yoh wstał i poszedł do Anny.
Ujrzał ją. Była bardzo blada, jej wygląd twarzy nie zmienił się od czasu gdy ją zobaczył na polu walki. Przysiadł bezszelestnie przy krześle i obserwował ją ze skupieniem. Oddech wciąż był szybki, ale już nie tak bardzo jak przedtem. Anna na pewno dostała całą armię leków przeciwbólowych. Nie wiedział co ma robić. Ona spała. A przynajmniej tak mu się wydawało.
- Bo Cię... Kocham...
Yoh złapał za rękę i trzymał w swojej dłoni delikatnie, aby nie ruszyć jej kroplówki wbitą w skórę.
- Już nic nie mów, jestem przy Tobie. Odpoczywaj...
Inni rozeszli się, wszyscy wiedzieli że teraz Yoh nie opuści Anny przez najbliższy czas. Helen poszła razem z Faustem do innego pokoju aby wszystkich opatrzyć z ran których doświadczyli. Kino wraz z mężem odeszli, lecz nikt się nie zastanawiał dokąd. W domu zapanowała cisza i spokój. Tylko w pokoju gdzie leżała Anna i trwający przy Niej Yoh był słyszalny dźwięk bicia serca z aparatury, do którego był podłączony puls Anny. Amidamaru odszedł by zostawić młodych Asakurów w spokoju. Od teraz nic nie będzie przez chwilę normalne. Póki Yoh nie zakończy sprawy z Hao. Takie było jego przeznaczenie.
CDN.
Yoh spojrzał się na Annę . Miała słabo otwarte oczy, spoglądała na niego. Asakurowie nie byli jeszcze do końca bezpieczni, mogli się spodziewać w każdej chwili ataku Hao! Yoh z całej siły zaczął biec z Anną na rękach do domu. Cała drużyna Asakury zaczęła się podnosić i wyruszać za Nimi by w razie czego ich osłonić. Hao nie miał już wystarczająco sił by kontynuować atak na Yoh, dlatego zrezygnowany pomału odchodził.
- Jeszcze tu wrócę Yoh, z pewnością będziesz już mój i ta cała Twoja rodzinka.
- Kiedy wrócisz, my będziemy gotowi Hao...
Odszedł. Yoh nie zwracał już uwagi na nic, prócz na Annę. Chciał dotrzeć do domu jak najszybciej by ktoś mógł pomóc Annie. Zjawił się w tym czasie Amidamaru.
- Yoh, Wasze dziecko jest już bezpieczne. Polecę szybciej z Nim do domu i będę go strzegł dopóki oboje nie pojawicie się tam.
- Dzięki Amidamaru. LEĆ !
Amidamaru nagle zniknął. Anna od czasu do czasu kaszlała, ale krew która wcześniej spływała po jej policzku z ust, znów dawała cienką strużkę krwi.
- Cholera, Anna, dlaczego to zrobiłaś?!
Yoh zadawał sobie to pytanie już miliony razy, wciąż nie uzyskując żadnej odpowiedzi. Jej stan był poważniejszy niż kiedykolwiek sądził. Zostało już tak nie wiele drogi! Choć Yoh był już zmęczony, był natomiast dość zdeterminowany by jeszcze bardziej przyspieszyć. I tak zrobił. Po kilku minutach wyważył drzwi z kopniaka od domu. Cały harmider usłyszeli starsi Asakurowie, zanim zdążyli wybiec i sprawdzić co się stało, Yoh zaczął wołać o pomoc. Faust o mało się nie przewrócił gdy go usłyszał podczas biegu do drzwi frontowych. Oparł się o framugę drzwi od pokoju.
- Yoh ! Połóż ją na łóżku !
Yoh tak zrobił. Mimo nerwów wciąż jeszcze potrafił trzeźwo myśleć. Helen już na nich czekała oraz Amidamaru.
Delikatnie ją położył na łóżku, gdy to zrobił dokładnie przyjrzał się jej twarzy i wsłuchiwał się w jej oddech. Jej wygląd na prawdę zapowiadał tragiczny koniec, oddech też nie dawał wiele do życzenia. Nie był normalny, stabilny ani spokojny. Anna oddychała bardzo szybko, czasami przerywając na chwilę cierpień z bólu. Jej wyraz twarzy był tak bardzo przygnębiający. Helen, Faust i Amidamaru cały czas byli przy Annie, coś podłączali, to rysowali na jej skórze. Kino podeszła do wnuka.
- Yoh, Oni się wszystkim zajmą.
- Tak bardzo się o Nią boję...
- Wiem mój wnuku...
- Dobrze, muszę Was wyprosić, ponieważ za moment będziemy przywracali ducha dziecka z powrotem do ciała Anny, potrzebujemy spokoju, aby się skoncentrować!
Wszyscy wyszli. Yoh usiadł pod ścianą czekając prawie cierpliwie na koniec. Pojawili się przyjaciele z pola bitwy. Tray wstawiał drzwi z powrotem na ich miejsce, delikatnie zakładając w zawiasy po czym je zamknął. Joco zwrócił się do Yoh.
- Yoh, trzymasz się ?
- Próbuję...
Len odwrócił się do drzwi gdzie przebywała Anna z Helen i Faustem.
- Musimy wzmocnić ochronę tego domu, to co Hao wyprawia przechodzi najśmielsze oczekiwania.
- Najbardziej dziwi mnie to, że jest cholernie bezczelny. Najpierw zaręczyny, teraz to...
Layserg był bardzo zdenerwowany. Nie mógł tego pojąć że taka sytuacja w ogóle miała miejsce.
- Cóż, najważniejsze jest teraz aby Anna wyszła z tego cało, bo gdy ją tam ujrzałem...
Yoh siedział dalej cicho, zastanawiając się nad przyszłym ich losem. Joco i Layserg uzgodnili z grupą, że przez pół dnia będą mieli wartę na całym obszarze zamieszkania Asakurów, a w nocy ma przejąć ich obowiązek Len i Tray. Będą się zmieniać, ponieważ przemęczenie gra na ich niekorzyść.
Wszyscy usłyszeli jej krzyk.
- Dobrze, Faust rób co trzeba!
Amidamaru powrócił do Yoh.
- Duch został przywrócony.
- Dzięki Bogu, a Anna?!
- Nie ma się dobrze, trochę potrwa zanim wróci do poprzedniego stanu.
Wyszedł Faust z pokoju i Helen.
- Faust, mów!
- Duch został przywrócony, pewnie Amidamaru ci już przekazał... Ale jej stan jest na prawdę poważny. Teraz pojawił się kolejny problem. Z powodu jej obrażeń wewnętrznych i jej osłabienia, mam wątpliwości co do jej ciąży. Może jej nie utrzymać. Pojawiło się szereg komplikacji...
Yoh wstał i poszedł do Anny.
Ujrzał ją. Była bardzo blada, jej wygląd twarzy nie zmienił się od czasu gdy ją zobaczył na polu walki. Przysiadł bezszelestnie przy krześle i obserwował ją ze skupieniem. Oddech wciąż był szybki, ale już nie tak bardzo jak przedtem. Anna na pewno dostała całą armię leków przeciwbólowych. Nie wiedział co ma robić. Ona spała. A przynajmniej tak mu się wydawało.
- Bo Cię... Kocham...
Yoh złapał za rękę i trzymał w swojej dłoni delikatnie, aby nie ruszyć jej kroplówki wbitą w skórę.
- Już nic nie mów, jestem przy Tobie. Odpoczywaj...
Inni rozeszli się, wszyscy wiedzieli że teraz Yoh nie opuści Anny przez najbliższy czas. Helen poszła razem z Faustem do innego pokoju aby wszystkich opatrzyć z ran których doświadczyli. Kino wraz z mężem odeszli, lecz nikt się nie zastanawiał dokąd. W domu zapanowała cisza i spokój. Tylko w pokoju gdzie leżała Anna i trwający przy Niej Yoh był słyszalny dźwięk bicia serca z aparatury, do którego był podłączony puls Anny. Amidamaru odszedł by zostawić młodych Asakurów w spokoju. Od teraz nic nie będzie przez chwilę normalne. Póki Yoh nie zakończy sprawy z Hao. Takie było jego przeznaczenie.
CDN.
sobota, 3 stycznia 2015
Rozdział 3. " Podjęte decyzje ."
" (...)Anna zerknęła jeszcze raz na Yoh a potem na Hao . Kręciło się jej w głowie . Miała nadzieję że Yoh da sobie radę . Popatrzała jak tylko on odwrócił się do tyłu i podążał w kierunki Hao . Nigdy nie zapomni tego widoku . "
- Tamara ? Co ja tu robię ?
Helena spojrzała się pytającym wzrokiem na Tamarę. Tamara dyszała ze zmęczenia . Razem ze swoimi małymi duszkami , odnalazła starą księgę Asakurów o szybkiej teleportacji. Nauczyła się tego najszybciej jak tego umiała i wykonała to prawidłowo . Straciła prawie całe swoje foryoku . Helena obejrzała się wokół siebie . Znajdowały się obydwie w piwnicy.. Helena stała na jakimś dziwnym znaku , wyrysowanym prawdopodobnie przez Tamarę .
- Tamara ...
- To sprawa życia i śmierci . Hao odebrał ducha dziecka Anny . Ona jest poważnie ranna ... Yoh z resztą walczą już z Hao ... Jesteś potrzebna ...
- Ale jak to ... Możliwe ?!
- To sprawa życia i śmierci . Hao odebrał ducha dziecka Anny . Ona jest poważnie ranna ... Yoh z resztą walczą już z Hao ... Jesteś potrzebna ...
- Ale jak to ... Możliwe ?!
Helena była bardzo zdenerwowana . Słyszała jakieś tylko urywki podczas czego Tamara jej mówiła . W głowie Heleny nie powstawały nie inne uczucia jak te . Była przerażona . Według nauk medium , odebranie ducha dziecka kobiecie w ciąży , może doprowadzić nawet do jej śmierci . To jak odebranie Ci jakiegoś organu , na przykład płuc . Bez nich nie da się żyć ! Cholernie wściekła , że Hao zrobił to co zrobił i zarazem bardzo smutna , ponieważ martwiła się o Annę . Czym prędzej pozbierała myśli do kupy i wyruszyła w wyznaczone miejsce pola walki . Gdy ujrzała światło , wiedziała że tam jest istne piekło i będzie ciężko .
- Faust , mam nadzieję że jesteś tam do cholery ...
***
- Ej , chłopaki ! Ile Wam to jeszcze potrwa ?!
- Jeszcze trochę Yoh !
- Jeszcze trochę Yoh !
Yoh walczył wciąż z Hao , na przemiennie oddawali sobie ciosy i je unikali . W zasadzie ta walka nie miała najmniejszego sensu , gdyż oboje byli sobie równi . Jednakże Yoh musiał czymś zająć Hao aby pozwolić na swobodne szukanie dziecka .
Anna wciąż opierała się o drzewo , siedziała pod nim z opuszczoną głową . Było z Nią coraz gorzej . Fale ciepła , które w nią uderzyły były niczym innym jak tylko przygnieceniem . Była w pół przytomna . Coraz częściej traciła świadomość . Nagle z bocznych krzaków wybiegła Helena . Kiedy spojrzała się na Annę , była przestraszona . Jednak zdecydowanie złapała Annę za ramiona , potem plecy i delikatnie ułożyła na trawie .
- Anno , słyszysz mnie ?
Ta nie reagowała . Zaciskała zęby z bólu , od czasu do czasu pomrukiwając czy też skrzecząc dawała znać o swoich ranach. Helena przywołała ducha niegdyś dobrego lekarza i pozwoliła mu wniknąć do swojego ciała , aby ten posłużył się jej rękoma i sprawdził co mniej więcęj dolega Annie . Duch nazywał się Koroichi .
- Panno Helen . Jej obrażenia są poważne i głębokie . Ma poparzenia organów wewnętrznych oraz uszkodzone serce .
Po tych słowach , duch wyszedł z ciała Helen i powrócił do świata duchów . Helen osłupiała . Wciąż patrzyła się swoim wzrokiem na Annę .
- Co ja do cholery mogę zrobić ... ?
Patrzała się w dalszym ciągu na nią , szukając logicznego wyjścia z tej sytuacji . W tej chwili transport Anny jest niemal nie możliwy , nawet ze względu walk toczonych przez Asakurę i jego przyjaciół przeciw Hao . Głównie powodem jest jej zły stan . Musiała jak najszybciej znaleźć Fausta i choć trochę pomóc Annie . Zdecydowała , że musi ją opuścić . Nie miała innego wyjścia .
***
Yoh krzyknął , dostał dosyć mocny cios w ramię palącym pazurem Ducha Ognia . Popatrzał się na Lena .
- Len ! Będziesz musiał to odrobić !
- Się robi ! Technika gotowa !!
Wszyscy dobiegli i uformowali krąg . Wokół nich pojawiła się trąba powietrzna , oplotła ją niebieska linia niczym język węża . Było to foryoku . Widoczne , jasne i czyste . W oczach Joco i całej reszty pojawiła się niebieska poświata , sugerując że w ich ciele jest mnóstwo foryoku , lecz nie na długo . Yoh stał na samym środku , koncentrując się na ostateczny atak . Wystawił swoje podwójne medium przed siebie , zaczęło nagle świecić jeszcze bardziej swoim blaskiem , rozświetlując wszystkie cienie tamtejszego miejsca . Hao przyglądał się z ciekawością co też Oni mają w planach . Skumulować całą energię w jedno miejsce i zaatakować ? Jemu wydawało się że jest to banalna technika , ale nie wiedział co go czeka, po otrzymaniu takiej energii w takiej ilości na swoje ciało . Yoh krzyknął .
Cała smuga światła nagle uderzyła w Hao . Rozległ się ogromny hałas , światło oślepiło najbliższych mieszkańców . Hao zaczął spadać , momentalnie tracąc kontrolę ducha . Był opadnięty z sił , nie miał jak się obronić . Drużyna Asakury padła na kolana głośno dysząc . Nagle Yoh przypomniał sobie o Annie .
- Anna !
Zaczął do Niej biec ile sil miał jeszcze w nogach . Znalazł się przy Niej , Anna wyglądała z każdą chwilą coraz gorzej .
- Jeszcze nie skończyłem ...
Hao podniósł swoją rękę w górę i wystrzelił kulę ognia . Yoh miał Anne na swoich ramionach , ona jednak wyczuła że coś jest nie tak . Resztkami swojego foryoku wykonała ledwo pieczęcie i utworzyła barierę .
- Anna , nie !
Yoh osłupiał , za sobą poczuł przeraźliwe ciepło żaru .Bariera pękała i nie wytrzyma długo . Było to kwestią kilku sekund . Annie opadły ręce i poleciała krew z ust . Bariera pękła , oboje z hukiem polecieli na drzewo , lecz Yoh na czas obrócił ich w powietrzu wykonując rotację . Miał trochę poranione plecy , ale Anna nie otrzymała żadnych od owego ataku ran .
CDN.
***
Przepraszam za tak długo trwałą przerwę ale kompletnie zmieniłam swoje otoczenie szkolne , wyższy poziom ... Jest ciężko . Z trudem podążam za tym materiałem i na swoje wytłumaczenie mam tylko tyle , że brak mi głowy i czasu na ten blog .
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)